Zazdrość - kompas nieuświadomionych pragnień


Zazdrość - kompas nieuświadomionych pragnień

Nie wiedziałam czego chcę. To nie było wcale tak dawno temu. Każde ćwiczenie rozwojowe, które zaczynało się od słów przywołaj tą jedną rzecz której pragniesz, wywalało mnie z butów. Robiłam ćwiczenie zaczynając od wielkiego znaku zapytania, z postanowieniem, że zastanowię się nad tym później. Dzisiaj wiem, że po prostu chciałam umieć chcieć. Chciałam się też nauczyć jakie to jest uczucie, kiedy się mocno chce. Miałam wtedy epicką przygodę z udziałem samochodu i koparki. Pewnie kiedyś o tym napiszę (nie igraj z intencją!).

Rzecz jest o zazdrości, bo właśnie w tym uczuciu znalazłam kiedyś sprzymierzeńca, w rozpoznawaniu czego pragnę. Skoro ktoś ma coś, czego mu zazdroszczę, to znaczy, że ja też tego chcę! Cudownie proste! Od tego czasu głosiłam uwielbienie zazdrości. To był mój najlepszy kompas, nie zawsze uświadomionych, pragnień. W tamtym czasie najbardziej zależało mi właśnie na tym, rozpoznając czego chcę, mogłam zacząć się zastanawiać, co z tym zrobić. Zazdrość pozytywna.

Wszystko zaczęło się od dyskusji z moim Synem na temat skrytykowanej przez nauczycielkę pracy o Tezeuszu i Heraklesie. Młody napisał, że zazdrość Tezeusza była pozytywna. Tezeusz zazdrościł Heraklesowi siły, więc trenował więcej i osiągnął sukces. Komentarz nauczycielki - zazdrość to nie jest pozytywne uczucie.

Sama przez wiele miesięcy zgadzałam się na ten skrót myślowy. Skoro uczucie zazdrości zainspirowało mnie do podjęcia działania i dobrej dla mnie zmiany, to zazdrość była…no właśnie pozytywnym uczuciem, czy dobrym punktem startu do lepszego poznania siebie?

W sieci znalazłam takie zdanie „zazdrość to mieszanka podziwu i niezadowolenia”. Z jednej strony jest szczery podziw i uznanie w kierunku osoby, która coś ma, coś zrobiła, stawiła się, osiągnęła. Z drugiej niezadowolenie - jedno z dwojga - z siebie lub z losu. 

Znasz dyskomfort który mówi: gdybym była bardziej (konsekwentna, zdolna, szczuplejsza) to bym…? Znasz którąś z tych myśli? Z bogatym mężem to może się bawić w przedsiębiorczynie. Nie jest samotną matką to ma czas na fryzjera i paznokcie. Z takimi koneksjami to nic dziwnego, że jest na tym stanowisku.

Ja znam.

W kobiecej dyskusji, Magda uchwyciła sedno: “to jednak kwestia tego, gdzie pchamy naszą energię. Jeśli zazdroszczę i to sprawia, że podejmuje akcje, by się uczyć, to super, ale jeśli ta energia idzie w złość i złorzeczenie, czy oddawanie sprawczości na zewnątrz, to mało produktywne…”.

Zazdrość z pewnością nie jest wygodna, bo żeby pracowała na naszą rzecz, ma pewien haczyk. Musimy mieć gotowość na wzięcie odpowiedzialności, włączenie sprawczości lub zmierzenie się ze swoją prawdą. To zawsze jest wybór. Obserwacja myśli i dialog wydaje mi się tu kluczem.

Czasami było prosto. Pozazdrościłam na basenie ludziom, którzy umieli pływać kraulem. Znalazłam wspaniałą trenerkę. Minęło kilka miesięcy. Już umiem. Czy to była prosta historia sukcesu? Ominęłam w niej tylko każdorazową dyskusję ze sobą, gdy spod ciepłego koca zmuszałam się do zabrania torby i pójścia na pływalnię. Wstyd, gdy wyprzedzały mnie obojętną żabką seniorki w czepkach w kwiatki. Skurcze w zbyt napiętych stopach. Świętowanie iluś basenów przepłyniętych pod rząd. Podniesiony do góry kciuk Anki, gdy wreszcie załapałam co z tą ręką. Uczucie euforii za każdym razem, gdy się stawiłam.

Czasami bywa trudniej. Zazdrościłam kobietom kobiecości. Miesiącami rozkładałam sobie tą zazdrość na czynniki pierwsze. Piękne włosy, umiejętność zrobienia makijażu, kolorowe sukienki, smukłe ciała, gracja, umiejętność przyjmowania komplementów, intuicja. Testowałam. Poszłam na kurs makijażu. Kupiłam sobie pierwszą sukienkę. Umówiłam się ze sobą na nagrodę za każdym razem, gdy wyjdę w niej z domu. Poszłam na kurs tańca dla kobiet. Pojechałam na kobiece kręgi. Poprosiłam przyjaciela, żeby powiesił mi ramki do zdjęć. Zapuściłam włosy. Krok po kroku zanurzałam się w energii, która była mi totalnie obca, przerażająca, ciągnąca za sobą przekonanie o słabości i bólu. Do dzisiaj oswajam kobiecość w świecie i kobietę w sobie. Całą drogę trzymam swój wstyd i strach za rękę. Nie wiem gdzie jest meta tej podróży. Obserwuję siebie, gdy w towarzystwie kobiet, nadal czuję ukłucie zazdrości i z ciekawością czekam dokąd mnie to zabierze.

Czasami to było w ogóle nie o tym. Przez jakiś czas miałam świra na punkcie Włoskiego. Zazdrościłam osobom, które płynnie w nim mówią, a mimo to, każda próba nauki kończyła się porażką. Gdybyś była bardziej konsekwentna to dzisiaj byś mówiła po Włosku, grzmiał mój krytyk wewnętrzny za każdym razem, gdy opuszczałam kolejne zajęcia, z entuzjazmem zabierając się za "hiper ważnego" excela. Z pewnością miał rację, ale ja nie pragnęłam konsekwencji w nauce, tylko umieć mówić płynnie po Włosku (natychmiast!) Dostrzegasz różnicę? Nie zazdrościłam nikomu godzin spędzonych na nauce słówek, wyjątków, konwersacji, przepisywania zdań. Wcale tego nie pragnę i dzisiaj wybieram niestawianie się do tego. Mam odwagę powiedzieć, że to dla mnie dzisiaj za duży koszt. Nie włącza mi się żaden kawałek motywacji. Zostaje mi radość wsłuchiwanie się w gwar głosów gdy jestem we Włoszech i przyjemność słuchania włoskiej klasyki w stylu L’italiano gdy jadę (sama!) samochodem.

Nadal jednak zazdroszczę ludziom, którzy mówią płynnie po włosku, ale szczerze mówiąc, również tym, którzy mówią po hiszpańsku, angielsku i klingońsku. Zazdroszczę też osobom które umieją śpiewać i grać na instrumentach. Powiela mi się tutaj ten sam schemat - chciałabym umieć, totalnie nie chcę się uczyć. Zazdroszczę wyróżniającym się sportowcom, co nie budzi we mnie najmniejszej motywacji do regularnych treningów. Ta lista ciągnie się jeszcze przez jakiś czas, ale zanim zejdę ze wstydu, przejdę do puenty. Zazdroszczę ludziom, którzy umieją robić rzeczy tak, żeby inni im zazdrościli.

Kto jeszcze ma odruch, żeby z czułym oooo przytulić to niedowartościowane dziecko we mnie? Szczerze mówiąc, odkrycie tej niewygodnej prawdy o sobie, oszczędziło mi godziny czasu, tysiące złotych i wiele szkodliwych myśli na własny temat. Cieszę się, że to zrozumiałam zanim kupiłam saksofon! Odczuwam ogromną ulgę w akceptacji, że już nie muszę próbować być kimś, kim nie jestem.

Jednocześnie nie ignoruję w sobie pragnienia bycia uznaną. Dmucham temu uczuciu pod skrzydła, z coraz większą ciekawością obserwuję, dokąd mnie zabierze.

Najtrudniejszy przypadek, to ten, gdzie odpala mi się poczucie niesprawiedliwości losu. Najtrudniejszy z dwóch powodów, bo daje mi iluzję, że nie mogę nic z tym zrobić i w związku z tym pozbawia mnie sprawczości. No bo o jakiej sprawczości mowa, gdy zazdroszczę bogato urodzonym, że się bogato urodzili. Mogę sprawczo wysłać kilka cv do 100 pierwszych na liście Forbesa z nadzieją, że mnie adoptują. Jest to jakiś plan. Dam znać jak mi poszło. Czekając na odpowiedzi, rozwinę myśl. 

"Zazdroszczę bogatym, tego, że są bogaci", napisałam sobie to zdanie kilka lat temu, sfrustrowana własną sytuacją finansową. Skoncentrowana w czterystu procentach na własnym wyzwaniu, podejrzewałam, że nie jestem jedyna. W mojej głowie wtedy ludzie dzielili się na takich, którzy zazdroszczą bogatym i się do tego przyznają, zazdroszczą bogatym i się do tego nie przyznają i bogatych.

Od razu mówię, że nie wejdę tu w rozkminy z tymi wszystkimi, którzy są w dobrobycie za najniższą krajową i nie zazdroszczą niczego nikomu. Cieszę się Waszym szczęściem, bez żadnej ironii, ale Wasza historia dzisiaj nie służy mojej puencie.

Przekonana o tym, że wyzwanie jest ogólnospołeczne, zapytałam znajomych dlaczego zazdroszczą bogatym i okazało się, że każdy zazdrości z zupełnie innego powodu!

W tamtym konkretnym momencie swojego życia zazdrościłam im tego, że na wszystko ich stać i nie muszą wybierać. Wtedy musiałam wybrać rozsądek nad własną zachciankę i to było frustrujące. Ktoś inny zazdrościł tego, że nie muszą martwić się o przyszłość. Okazało się, że tłem tego lęku były rozmowy w jego firmie o redukcjach etatów (dwoje dzieci, spory kredyt). Jeszcze ktoś możliwości spędzania czasu w pięknych, egzotycznych miejscach - dwa lata bez porządnego urlopu, rozgrzebana budowa domu. Łapiesz schemat?

Za zazdrością o ogólnie pojęte bogactwo kryło się pragnie zrobienia czegoś dla siebie, poczucia bezpieczeństwa i odpoczynku. Nazwane w ten sposób stały się dużo bardziej plastyczne, pozwoliły sobą zarządzić. 

Zazdrość działała na naszą korzyść. Konieczna jest tylko ciekawość, która rodzi kreatywność, a ta jest inspiracją do zmiany, tego co możemy zmienić. 

Nadal będę Wam zazdrościć. Każdej z Was: kobiecości, sukcesów, wystąpień publicznych, wspaniałych doświadczeń, talentów kulinarnych i mądrości w opiece nad dziećmi. Z ogromną wdzięcznością, że inspirujecie mnie do tego, żeby rozpoznawać i realizować swoje pragnienia!

Z miłością - Ela