Dokąd zmierzasz, kochanie?


Dokąd zmierzasz, kochanie?

Wszystkie nurty coachingu kierują nas w miejsce rozpoznania punktu z którego chcemy iść po zmianę. Zachęcają, żeby sprawdzić gdzie dzisiaj jesteśmy z najważniejszymi obszarami naszego życia. Nie w myśleniu życzeniowym, afirmując rzeczywistość, ale w nagiej prawdzie, w tym jak jest. Stopklatka. Po prostu.

To dobry punkt wyjścia do tego żeby uznać swoją dotychczasową drogę, ale też określić cel zmiany. Odpowiedzieć sobie na pytanie gdzie chcę być i zastanowić się nad tym, czy przede mną kroki czy skoki, żeby osiągnąć drugi brzeg. Jak duża odległość dzieli to gdzie jestem, od tego gdzie chce być.

Robiłam ostatnio przegląd miejsc w których dzisiaj jestem, biorąc pod lupę zdrowie, karierę, relacje, rozwój duchowy.

Słowa, które płynęły były dobre. Moja prawda jest taka, że jestem w bezpiecznym miejscu w wielu z tych obszarów i dzisiaj mam komfort robienia wypadów eksploracyjnych na tereny, które chcę przetransformować. W lekkości, w prawie do wycofania się, po ładujące baterie poczucie wdzięczności, bezpieczeństwa i obfitości.

A jednak w ciele zaczęło narastać niezadowolenie, rezygnacja, opór. Dogoniła mnie myśl, że nigdy nie dojdę tam gdzie chcę. Tyle pracy. Ile jeszcze. Skoki kwantowe w każdym obszarze szeptał głos w mojej głowie. Nie jesteś nawet w połowie drogi, a czas mija.

Poczułam frustrę. Część mnie postanowiła totalnie ignorować fakt, że jest dobrze. Znam ten kawałek siebie. Strażnik w czarnym skórzanym płaszczu pilnujący, żebym na pewno nie popadła w samo zachwyt, ani nawet lekki rausz zadowolenia na własny temat. Jesteś na początku drogi. Przed Tobą jeszcze mnóstwo pracy. Nie świętuj, nie masz czego. To wszystko, co Ci się wydaje, że masz, możesz stracić w jednej chwili.

Tak skuteczna na ogół metoda opowiadania sobie faktów totalnie mnie zawiodła. Sama dla siebie zaczęłam rysować linię i zaznaczać na niej kropki. Zobacz byłaś tutaj, jesteś tutaj - jak grochem o ścianę. Myśl o początku drogi, która nigdy się nie kończy zapanowała nad moją głową, ciało zapragnęło kocyka. Nigdy tam nie dojdę, więc po co to wszystko.

Zaciekawiłam się sobą. Skoro nie jestem zadowolna z tego, że jak rozpędzony pociąg pędzę prosto do wyznaczonego celu i nadal uważam że jestem na początku drogi, to czy wiem do czego dążę? Na straży jakiego celu stoi ten wiecznie niezadowolony przystojniak w skórzanym portkach i pejczem w łapie?

Popatrzyłam jeszcze raz na swoje rysunki:

Zdrowie 

  • Racjonalne Ja - dobre wyniki badań, ciało bez bólu
  • Strażnik - szczupła instruktorka fitnessu

Kariera

  • Racjonalne Ja - dynamiczne, rozwojowe i fajne środowisko pracy z godną pensją
  • Strażnik - Jerzy Owsiak coachingu, osoba publiczna, rozpoznawana i oklaskiwana za wkład w istotne zmiany społeczne

Relacje

  • Racjonalne Ja - poczucie przynależności
  • Strażnik - obrączka na palcu, mistrzostwo tantry, grand prix dla najlepszej pary w instagramowym plebiscycie

Rozwój duchowy

  • Racjonalne Ja - czas na siebie w sobie, cisza wewnętrzna, małe rytuały
  • Strażnik - Budda w wersji europejskiej z blond lokami, mądrość promieniująca blaskiem na tłumy

I że się tak wyrażę, tak dalej. To trochę tak, jak siedząc w pociągu Gdańsk - Warszawa, załapać rozczarowanko, że się nie dojechało do Krakowa.

Siedzę sobie i rozkminiam skąd zabrałam definicję zdrowia wiążąc ją świętym węzłem z byciem szczupłą i wysportowaną. Mam świetne wyniki krwi, silne ciało, które pozwala mi na przyjemne rowerowanie, pływa i nosi mnie na spacery. Dlaczego zdrowie nadal wyznacza mi cyfra na wadze i trening pokazany na Insta codziennie o 5:30 rano?

Jak to się stało, że mając w życiu wspaniałe, karmiące relacje, przyjaciół i rodzinę dających mi troskę, uwagę i miłość, nie umiem się tym napełnić, ale w moim filmie napełni mnie kółko z kruszcu nałożone na palec w urzędowym budynku?

Dlaczego nie umiem docenić swojej duchowej drogi, dopóki nie znajdą mnie wyznawcy, którzy docenią ją dla mnie?

Na jakimś etapie mojego życia dołączyły do mojej podróży symbole szczęścia: Instruktorka Fitnessu, Blond Budda, Ona Żona i Jerzy Owsiak Coachingu. Gdy się im przyglądam z bliska widzę, że już bardzo długo jesteśmy razem w tej podróży. Każde z nich opowiada wielki kawał mojej historii o warunkach, które muszę spełnić, żeby osiągnąć szczęście, zyskać status, zasłużyć na miłość.

Słucham tych historii z uwagą i szacunkiem. Rozpoznaję te momenty w których wydało mi się, że jest niewystarczająco dobrze. Momenty w których uwierzyłam, że te warunki są konieczne. Odpuszczam, tłumaczę, odpuszczam. Kiedy ogarnia mnie stan zwątpienia, kiedy znowu słyszę, że to dopiero początek drogi,  zastanawiam się kto siedzi przy sterach i łagodnie przejmuję prowadzenie. Zdecydowałam się zresetować naszą wspólną nawigację i ruszyć dalej. Swoją drogą.

Jak to jest u Ciebie? Czy gdy patrzysz na najważniejsze obszary swojego życia rozpoznajesz swoją drogę? Skąd startowałaś, gdzie jesteś, dokąd zmierzasz? Czy konsekwentnie przesuwasz się w kierunku tego, czego pragniesz i świętujesz każdy kolejny krok? Jaka odległość dzieli Cię od upragnionego celu? A może tak jak w mojej historii robisz tak dużo, a masz poczucie, że to ciągle początek, że to jeszcze nie to?

Kiedy wiesz dokąd zmierzasz, łatwiej podejmujesz decyzje, odcinasz to, co niepotrzebne, czujesz motywację i lekkość, łatwiej rozpoznajesz nauczycieli i lekcje, które przynosi Ci życie. Zatrzymaj się na chwilę i dokładnie obejrzyj swoją mapę.

Z miłością

Ela